Syzyfowe prace – streszczenie

Bohaterowie:

  • Marcin – ośmioletni syn państwa Borowiczów wysłany do szkoły
  • Helena i Walenty Borowiczowie – jego rodzice pochodzący ze zubożałej szlachty
  • Ferdynand Wiechowski z żoną Marcjanną – nauczyciel szkoły w Owczarach
  • Michcik i Piątek – najlepsi uczniowie szkoły w Owczarach
  • Pani Przepiórkowska, jej dwie córki i syn Karol – zarządzający stancją dla uczniów gimnazjum w Klerykowie
  • Pigwański zwany Poetą, trzej bracia Daleszowscy, Szwarc – współlokatorzy Marcina na stancji
  • Majewski – nauczyciel z Klerykowa o wysokiej pozycji, dorabiający korepetycjami
  • Rudolf Leim, Iłarion Stiepanycz Ozierskij, Sztetter, Nogacki – inni nauczyciele z klerykowskiego gimnazjum
  • dyrektor Kriestoobriadnikow, Zabielskij, nauczyciel historii Kostriulew – Rosjanie uczący w szkole od kolejnego roku szkolnego
  • Antoni Paluszkiewicz zwany Kawką – nauczyciel synów dworskich, zajął się edukacją Andrzeja Radka
  • Andrzej Radek – syn ubogich wieśniaków, który chce się kształcić, zarabiający na swoje utrzymanie udzielaniem korepetycji
  • Walecki zwany Figą – niski uczeń odważnie broniący swoich przekonań
  • Pieprzojad – inny kolega z klasy Marcina
  • Bernard Zygier – uczeń przybyły do Klerykowa po wyrzuceniu go ze szkoły warszawskiej
  • Marian Gontala – uczeń, który urządził na strychu domu własny pokój, w którym chłopcy mogli bez obaw dyskutować
  • Anna Stogowska – córka lekarza i Rosjanki, nazywana Birutą, w której zakochał się Marcin Borowicz

„Syzyfowe prace” – streszczenie szczegółowe lektury

Rozdział 1

Marcina Borowicza poznajemy jako ośmioletniego chłopca, który czwartego stycznia został odwieziony saniami przez wzruszonych rodziców do szkoły w Owczarach. Państwa Borowiczów, chociaż posiadali ziemię i należeli do szlachty, nie stać było na utrzymanie guwernanta, ustalili więc, że Marcin będzie mieszkał wraz z nauczycielem Ferdynandem Wiechowskim i jego żoną Marcjanną. Marcin, choć początkowo nie docierała do niego nieodwołalność decyzji rodziców, gdy usłyszał, jaką zapłatę otrzymują państwo Wiechowscy za udzielenie mu gościny, pojął, że naprawdę zostanie w szkole. Po średnio przespanej nocy Marcin został zaprowadzony do klasy lekcyjnej. Pani Marcjanna wskazała mu miejsce obok Piotra Michcika, który był najlepszym uczniem. Michcik bardzo dobrze znał alfabet rosyjski i świetnie mówił w tym języku, a jedyną jego słabością była arytmetyka. Oprócz niego jedyną osobą jako tako potrafiącą czytać po rosyjsku był Wicek Piątek. Reszta uczniów zupełnie nie orientowała się w tym, co było nauczane, zaś pan Wiechowski niezwykle uparcie kazał dzieciom śpiewać rosyjskie pieśni i czytać w tym języku

Rozdział 2

Marcin, chociaż otrzymywał prywatne korepetycje i dobrze radził sobie z pisaniem i czytaniem po rosyjsku, ciężko przyswajał arytmetykę – potrzeba opisywania wszystkiego w języku rosyjskim była przeszkodą nie do pokonania. Zabraniano mu bawienia się z innymi uczniami, a jedyną rozrywkę dla chłopca stanowiły marzenia o ponownym zobaczeniu rodziców. Na początku marca okazało się, że szkołę ma wizytować sam dyrektor. Wyszorowano sprzęty i podłogi, pani Marcjanna zaczęła przygotowywać smakołyki, zaś pan Wiechowski zaopatrzył się w dziesięć butelek piwa warszawskiego i jedną portera oraz pudełko sardynek. Dyrektor nie chciał poczęstunku i od razu przeszedł do odpytywania uczniów. Gdy okazało się, że oprócz Michcika i Piątka nikt nie potrafi mówić ani czytać po rosyjsku, dyrektor wpadł w złość. Oznajmił, że wdrażanie języka rosyjskiego jest w Owczarach nieskuteczne, więc pan Wiechowski powinien pożegnać się ze swoim stanowiskiem. 

Pan Ferdynand wpadł w rozpacz i zaczął wypijać zakupione wcześniej butelki piwa, jednak dyrektor powrócił i oznajmił, że zmienił zdanie i postanowił podwyższyć mężczyźnie pensję. Okazało się, że matki uczniów przyszły do dyrektora ze skargą, że nauczyciel nie uczy dzieci języka polskiego, lecz ciągle każe im śpiewać po rosyjsku, a to niezwykle go zadowoliło.

Dokładne streszczenie "Syzyfowych prac" Stefana Żeromskiego

Rozdział 3

Szkołę w Klerykowie w okresie naboru nowego rocznika okupował tłum rodziców – przedstawicieli urzędników, szlachty, duchowieństwa, a nawet zamożniejszego chłopstwa. Pani Borowiczowa przybyła wraz z Marcinem, ale nauczyciele ignorowali rodziców, nie udzielali żadnych informacji i przeciągali proces rekrutacji. Niektórzy z rodziców przebywali w Klerykowie już od ponad tygodnia, nie wiedząc nawet, kiedy odbędą się egzaminy wstępne i jak długo będą trwały. W hotelu panią Borowiczową odwiedził żyd i za opłatą zasugerował jej, by uczyniła podobnie jako jego brat, który oddając syna do gimnazjum, wykupił korepetycje u jednego z nauczycieli – pana Majewskiego. Pani Borowiczowa, choć musiała liczyć się z każdym groszem, postanowiła pójść za jego radą i za 25 rubli wykupić osiem godzin korepetycji u nauczyciela. 

Rozdział 4

Okazało się, że Marcin skorzystał tylko z trzech spotkań, gdyż ogłoszono egzaminy wstępne, podczas których uczniowie, którym udzielał lekcji pan Majewski, byli promowani, zaś pozostali kandydaci odpadali. Gdy rodzice odrzuconych kandydatów próbowali dopytywać, co mogą zrobić, aby ich dzieci dostały się do szkoły, otrzymali agresywną odpowiedź, że powinni w domu mówić ze swoimi dziećmi po rosyjsku, a nie w jakimś obcym języku (polskim)

Syzyfowe prace - rusyfikacja

Pani Borowiczowa postanowiła, że na czas nauki w gimnazjum Marcin zamieszka u jej dawnej znajomej, pani Przepiórkowskiej, znanej powszechnie jako Stara Przepiórzyca. Kobieta prowadziła stancję dla uczniów i sporo policzyła sobie za opiekę nad nowo upieczonym gimnazjalistą. Podczas pierwszej wizyty pani Borowiczowa była świadkiem dyskusji prowadzonej przez emerytów, przyjaciół pani Przepiórkowskiej, którzy spierali się, czy wysyłanie dzieci do szkół jest zasadne, oraz dyskutowali o polityce.

Rozdział 5

Życie szkolne nie było dla Marcina łatwe. Na stancji czuł się bardzo samotny, współlokatorzy traktowali go z wyższością, a w szkole nie znajdował przyjaciół. Podczas przerw chłopcy zwykli się bić bądź obrzucać kasztanami, wskutek czego uczniowie klasy wstępnej wracali po przerwie klasy pełni nowych guzów. Borowicz bardzo starał się uczyć jak najlepiej, jednak pomimo korepetycji siódmoklasisty Wiktora Alfonsa Pigwańskiego, znanego też Poetą, nic nie rozumiał z języka rosyjskiego i arytmetyki. Pan Majewski początkowo z życzliwością traktował Marcina, ale gdy zorientował się, że jego rodzice nie są bogaci, okazywał mu coraz mniej sympatii. 

Marcin szybko zdał sobie sprawę, że nie jego sytuacja jest najgorsza. Romcio Gumowicz był synem biednej akuszerki i jego życie przedstawiało się znacznie trudniej: Pan Majewski wzywał go często do katedry, wytykał mu jego wady, próżniactwo, niedołęstwo, osłostwo, wspominał o biedzie i procederze stare matki, o niskim jego pochodzeniu i wystawiał go na urągowisko. Wszyscy w klasie, nie wyłączając nauczyciela, chichotali, gdy pucołowaty Romcio stawał przy tablicy. Miał on zawsze kajety w porządku, wiedział najlepiej, jaki rozdział przeznaczony jest do opowiadania, i umiał doskonale zadane, ale czytał tak gdaczącym głosem, tak paradnie syczał, dmuchał i jęczał, namyślając się przy dodawaniu, że koniec końców dostawał zazwyczaj dwójkę. Choć początkowo Marcin wraz z nauczycielem i uczniami wyśmiewał się z Gumowicza, widząc, jak chłopiec zmaga się z życiem szkolnym, po raz pierwszy w życiu poczuł wobec kogoś współczucie.

Rozdział 6 i 7

Na wiosnę tuż przed Zielonymi Świątkami pani Borowiczowa miała do załatwienia sprawę blisko gimnazjum w Klerykowie i uprosiła o urlop dla syna. Przyjeżdżając do Gawronek, chłopiec poczuł wielkie wzruszenie, że znów jest w domu. Z ciekawością wysłuchał historii służącego Jędrka o tym, jak ktoś miesiąc wcześniej ktoś ukradł ukochaną przez cały folwark gniadą klacz. 

Kiedy Marcin otrzymał promocję do pierwszej klasy, stracił cały zapał do nauki. W lecie zmarła jego matka, a ojciec zaczął sam zmagać się z prowadzeniem całego gospodarstwa. Marcin czuł, jakby nie miał już na świecie nikogo bliskiego i wpadł w złe towarzystwo. Zaczął ściągać i oszukiwać, a najlepszych sztuczek uczył się od Wilczka, syna bardzo bogatej lichwiarki. Pewnego razu w zimie Wilczek wyciągnął Marcina na wagary, by uniknąć mszy świętej. Borowicz szybko zmarzł i stwierdził, że wraca do kościoła. Gdy skradał się na chór, natrafił na modlącego się księdza Wargulskiego i schował się we framudze okna. W pewnym momencie przybiegł rosyjski inspektor, wściekły, że hymn został odśpiewany po polsku, a nie, jak zalecił, po rosyjsku. Ksiądz Wargulski odrzekł, że była to jego decyzja i hymn w jego kościele będzie śpiewany po polsku, po czym wyrzucił inspektora za drzwi. Gdy spostrzegł chłopca, nakazał mu zachowanie tajemnicy.

Rozdział 8

W rozdziale ósmym opisani są nauczyciele gimnazjum w Klerykowie.

  • Rudolf Leim – gospodarz klasy pierwszej, nauczyciel łaciny pochodzący ze spolszczonej rodziny niemieckiej. Znał historię powszechną i języki, jednak po zmianie ustroju spadł z pozycji szanowanego nauczyciela do wychowawcy pierwszoklasistów. Po rosyjsku mówił słabo, zaś nauczanie historii odtąd zaczęło wiązać się głównie z historią Rosji. Nigdy nie opuścił lekcji, zwykle był zakatarzony i kaszlał. Uczniowie stroili sobie żarty z jego pieroga, czyli staromodnego kapelusza.
  • Iłarion Stiepanycz Ozierskij – nauczyciel języka rosyjskiego wyglądający zabawnie i będący przedmiotem drwin gimnazjalistów. Nie miał charyzmy i nie potrafił utrzymać w klasie dyscypliny. Zdarzało się, że padał ofiarą żartów – np. podczas lekcji uczniowie pod blatami biurek dzwonili dzwoneczkami, a gdy Ozierskij szedł sprawdzać, kto przeszkadza, potykał się o linę przywiązaną do stolików. Kiedy wywoływał do odpowiedzi uczniów, na środku stawała zawsze ta sama osoba i o cokolwiek była pytana, udzielała tej samej odpowiedzi.
  • Pan Sztetter – nauczyciel języka polskiego odbywającego się cztery razy w tygodniu. Bał się o swoją posadę i nie przykładał się do lekcji, zaś czytanie tekstów polskich kończyło się tłumaczeniem ich na język rosyjski i dokonywaniem rozbiorów zdań właśnie w tym języku. Sztetter, podobnie jak wykładany przez niego przedmiot, nie był szanowany przez uczniów, którzy często bezczelnie wymykali się z lekcji.
  • Pan Nogacki – nauczyciel arytmetyki – surowy, wymagający, sumienny i sprawiedliwy. Potrafił dobrze nauczać, a jego wykłady zmuszały chłopców nie tylko do mówienia, ale i myślenia po rosyjsku.

Rozdział 9

Czas upływał, a Marcin radził sobie w szkole coraz lepiej, chociaż nie nadzwyczajnie. Pewnego razu wraz z braćmi Daleszowskimi oraz Szwarcem, swoimi współlokatorami, strzelał z pistoletu. Chłopcy zostali nakryci przez żandarma. Bracia Daleszowscy uciekli, zaś Szwarca i Marcina złapano, a po wsi rozniosła się wieść, że zatrzymani byli konspiratorami, komunistami i zbójcami. Rankiem Borowicza i Szwarca poprowadzono przed oblicze Rady Pedagogicznej. Groziło im wydalenie z gimnazjum, ale gdy Marcin powiedział: Tak, panie dyrektorze… strzelałem, ale bez prochu…, wszyscy nauczyciele zaczęli rechotać: Słyszane rzeczy… strzelał bez prochu. Co za bezczelny i niebezpieczny konspirator! Chłopcom dano kolejną szansę i wypuszczono ich do domu. Marcin poszedł do kościoła i po modlitwie poczuł się lepiej, więc odtąd regularnie odwiedzał świątynię. Modlitwa sprawiała, że czuł jakiś porządek i kontrolę w swoim życiu, przypominała mu się także matka i nie odczuwał już samotności. 

Rozdział 10

Wakacje pomiędzy klasą czwarta i piątą Marcin spędził w rodzinnych Gawronkach. Ciężkim przeżyciem był dla niego widok zapuszczonego domu. Raz, zamiast pilnować sianokosów, poszedł tropić kaczki i odtąd całe dnie, a czasami i noce spędzał na tropieniu ptactwa, choć rzadko zdarzało mu się coś upolować. Pewnego razu Szymon Noga, zapalony myśliwy, obiecał Marcinowi polowanie na głuszce. Kazał chłopcu kupić wódkę i wysmarować się nią, oraz przygotować prowiant. Pokazał mu też, gdzie pod krzyżem pochowano powstańca z 1863 roku, zbitego na śmierć nachajami przez Moskali. Marcina jednak nie zainteresowała ta historia, a Noga zjadł jedzenie, upił się i poszedł spać za krzakami. 

Rozdział 11

Po powrocie z wakacji Borowicz zastał w gimnazjum duże zmiany. Zniknęło wielu starych pracowników szkoły, a ich miejsce zajęli Rosjanie – dyrektor Kriestoobriadnikow, inspektor Zabielskij, nowy nauczyciel łaciny Rosjanin Pietrow, pomocnik gospodarzy klasowych Mieszoczkin i nauczyciel historii Kostriulew. Zmiany te zupełnie odmieniły oblicze szkoły. Dyrektor kazał tropić uczniów, odwiedzać ich o każdej porze na stancjach i przeszukiwać ich rzeczy w poszukiwaniu zakazanych książek polskich, a także zwiększać wysiłki dążące do rusyfikacji.

Całkowicie zabroniono mówienia w szkole po polsku, co polscy nauczyciele respektowali, gdyż bali się o swoje posady. Uczniom zabraniano chodzenia do teatru, chyba że na sztuki wystawiane po rosyjsku. W klasie Marcina Borowicza pewien chłopak stwierdził, że warto by iść na jedną z wystawianych sztuk, na co ktoś z dalszej ławki bąknął, że tylko idiota by szedł do takiego teatru, a to poparte zostało milczącą zgodą reszty chłopców. W Marcinie wywołało to wzburzenie i bunt, więc stwierdził, że na przekór wszystkim sam pójdzie na rosyjską sztukę, co też uczynił.

W teatrze Marcin spostrzegł, że jest obserwowany przez dyrektora, a podczas przerwy wraz z innymi uczniami (głównie synami urzędników) został przez pana Majewskiego zaprowadzony do loży i przedstawiony przez dyrektora ważnym osobistościom. Następnego dnia uczniowie próbowali się wyśmiewać z Marcina, ale ten na to nie zważał, gdyż awansował na faworyta inspektora Zabielskiego, który odtąd często zapraszał go do swojego gabinetu, częstował go ciastkami i dyskutował z nim. Marcin czuł się doceniony i wdzięczny. 

Rozdział 12

Jędruś Radek był synem bardzo biednego fornala (robotnika obsługującego konie) w Pajęczynach Dolnych. Od najmłodszych lat pracował, pasąc gęsi i pilnując świń. Wraz z innymi chłopakami uwielbiał spędzać czas, przedrzeźniając Antoniego Paluszkiewicza zwanego Kawką, nauczyciela dwóch pańskich synów. Pewnego razu Kawka schwycił go, wciągnął do swojego mieszkania i dał mu książkę o zwierzętach. Odtąd chłopiec, ku niezadowoleniu rodziców, spędzał u nauczyciela cały czas wolny, i szybko nauczył się czytać i pisać – także w języku rosyjskim.

Nauczyciel za swoje pieniądze umieścił go w Progimnazjum w Pyrzogłowach, i wkrótce zmarł na gruźlicę, pozostawiając środki na opłacenie stancji do końca roku. Jednak w trzeciej klasie Radek dawał już sobie radę sam, udzielając korepetycji – cierpiał biedę i głód, ale skończył klasę czwartą, piątą, zdał patent i postanowił kontynuować naukę w gimnazjum w Klerykowie.

Chłopca poznajemy podczas drogi, gdy w upale, biednym ubraniu i niewygodnych brzydkich butach idzie do Klerykowa. Podwózkę zaproponował mu przejeżdżający obok szlachcic, który zawiózł go do domu Płoniewiczów potrzebujących dla swoich dzieci korepetytora. W zamian za mieszkanie i jedzenie zaproponowali mu za pracę z pojętną Micią i niezbyt lotnym Władziem. Andrzej Radek ciężko pracował z chłopcem. Od rana aż do późnego popołudnia czas spędzali w szkole, później wracali, jedli lichy obiad i tuż po posiłku przystępowali do korepetycji, które nierzadko kończyły się po północy. Andrzej dopiero wówczas mógł się zająć swoją nauką. 

Syzyfowe prace - jak uczniowie traktowali Andrzeja Radka

W szkole wyśmiewano się z chłopskiego akcentu Andrzeja Radka. Pewnego razu, gdy stał przy tablicy i stał się obiektem żartów klasy i samego nauczyciela, nie wytrzymał i po rozwiązaniu zadania rzucił się na ucznia, którego komentarz (Wojtek, ady k’sobie!) szczególnie go zranił. Z tego powodu został przez dyrektora wyrzucony ze szkoły. Jedyną osobą, która chciała mu pomóc, był Marcin Borowicz. Wstawił się za nim i dyrektor postanowił dać Radkowi jeszcze jedną szansę. Andrzej był oszołomiony uczynkiem chłopca, którego widział pierwszy raz i który pomógł mu całkiem bezinteresownie. 

Rozdział 13

W szóstej klasie środowisko uczniów mocno się podzieliło na część przychylną inspektorowi, nazywaną pogardliwie literatami (i to do niej należał Marcin), oraz ich przeciwników, dumnie nazywających samych siebie wolnopróżniakami. Literaci spotykali się, by czytać dzieła rosyjskiej literatury i wygłaszać prorosyjskie referaty, a wolnoporóżniacy, by grać w karty. Obie grupy jednak zafascynowane były książką “Historia cywilizacji w Anglii” autorstwa Henry’ego Thomasa Buckle’a, dzięki której zaczęli inaczej postrzegać filozofię i dążyć do samodoskonalenia. Książka ta stała się przyczynkiem do wielu rozmów i sporów, choć literaci obawiali się ją czytać z uwagi na niezgodność z programem szkolnym. W przypadku Borowicza (wtedy mieszkał już na stancji u Czarnej Pani i udzielał korepetycji dwóm młodszym chłopcom) sprawiła ona, że zaczął sam głębiej studiować matematykę oraz grekę i łacinę, by lepiej zrozumieć jej treści, a także stał się specjalistą od ateizmu.

Rozdział 14

Nauczycielem historii był Kostriulew, który jako zagorzały rusyfikator za cel wziął sobie obrzydzanie uczniom Polski i katolicyzmu. Skupiał się na dziejach Rosji, zaś o Polsce kazał czytać tylko pogardliwe i ośmieszające wzmianki. Na każdej lekcji Kostriulew stosował tzw. dopełnienia, czyli teksty mówiące o skandalach w kościele katolickim. Pewnego dnia podał informację o zakonnicach, które miały mordować nowo narodzone dzieci. Jeden z uczniów, Walecki zwany Figą, sprzeciwił się odczytywaniu tego tekstu: Panie nauczycielu! Ja… to jest… ja w imieniu moich kolegów… uczniów klasy siódmej, ja proszę, ażebyś pan nie czytał tutaj podobnych rzeczy. (…) Ja jestem katolikiem i nie mam prawa słuchać tego, co pan czytasz. Dlatego w imieniu całej klasy, w imieniu… całej klasy… Nauczyciel wściekły wybiegł z klasy, zaś Marcin skomentował kolegę słowami: To ci ognisty katolik!, co rozwścieczyło Figę, który w odwecie nazwał Marcina libertynem.

Nauczyciel powrócił z dyrektorem i uczniowie zostali zapytani, czy istotnie Figa wypowiadał się w imieniu całej klasy. Nikt nic nie odpowiedział, więc dyrekcja zaczęła przepytywać każdego z osobna. Jako pierwszy odpowiedzi udzielił Borowicz: Ja nie mogłem do wystąpienia namawiać kolegi Waleckiego, gdyż uważam za bardzo użyteczne te „dopełnienia”, które nam właśnie czytał profesor Kostriulew. Był to krytyczny rzut oka na machinacje jezuitów w upadającej i upadłej Polsce. Mnie się zdaje, że my wszyscy z przyjemnością słuchaliśmy uwag nadprogramowych i muszę wyznać, że Walecki protestował tylko we własnym swoim imieniu. I choć w podobny sposób odpowiadali po nim inni uczniowie, Marcin został uznany przez większość za łajdaka. Walecki miał zostać wydalony ze szkoły, jednak dzięki wstawiennictwu matki karę tę zamieniono na rózgi. 

Rozdział 15

Do gimnazjum w Klerykowie przybył Bernard Sieger, który przedstawiał się jako Zygier. Zamieszkał u Kostriulewa, który bardzo go pilnował i nie pozwalał mu nigdzie wychodzić. Po Klerykowie rozeszła się wieść, że Zygier został wydalony z Warszawy z wilczym biletem, ale nikt dokładnie nie wiedział za co. Dopiero później ktoś odkrył, że wyrzucono go ze szkoły za nieprawomyślność. Był bystry i choć zadania zajmowały mu nieco czasu, ze wszystkich się wywiązywał. Ostatnią lekcją był język polski. Nauczyciel zapytał Zygiera, co przerabiali w Warszawie. Chłopak przyznał, że poza lekcjami czytywał romantyków, choć nie wszystkie teksty mógł dostać. Gdy profesor Sztetter zapytał go, czy zna coś na pamięć, Zygier zaczął recytować „Redutę Ordona” Adama Mickiewicza:

Marcin Borowicz przeżył wstrząs. Zdał sobie sprawę z tego, że słowa te nie są jakimś opowiadaniem, a prawdziwym zapisem wydarzeń, przeżyć i poświęceń jego rodaków. Przypomniał sobie historię o zamordowanym przez dwóch Moskali powstańcu pochowanym pod świerkiem na wzgórzu w pobliżu domu, którą opowiedział mu Szymon Noga. Serce Marcina szarpnęło się nagle, jakby chciało wydrzeć się z piersi, ciałem jego potrząsało wewnętrzne łkanie. Ścisnął mocno zęby, żeby z krzykiem nie szlochać. Zdawało mu się, że nie wytrzyma, że skona z żalu. Sztetter siedział na swym miejscu wyprostowany. Powieki jego były jak zwykle przymknięte, tylko teraz kiedy niekiedy wymykała się spod nich łza i płynęła po bladej twarzy.

Rozdział 16

Marianowi Gontali udało mu się uprosić właściciela domu, by mógł zająć pokoik na poddaszu nazywany „górką”, gdzie odtąd chłopcy mogli się spotykać, czytać zakazane polskie książki i dyskutować o historii Polski. Zdarzyło się raz, że chłopcy mieli pić wino. Marcin się spóźniał na imprezę, ale po drodze w mroku zobaczył sylwetkę Majewskiego. Domyślił się, że belfer wie o „górce” i chce ich nakryć. Borowicz poczekał, aż Majewski przeszedł przez kładkę nad klerykowską rzeczką, po czym zdjął belkę, obszedł naokoło i korzystając z mroku, zaczął obrzucać nauczyciela bryłami błota. 

Syzyfowe prace - dokładne streszczenie. Zemsta Marcina na Majewskim

Marcin z zadowoleniem stwierdził, że Majewski uciekł, przechodząc przez rzeczkę w bród. Następnie chłopak pobiegł ostrzec kolegów. Młodzież rozpierzchła się do domu, a po jakimś czasie umyty, wysuszony i przebrany Majewski z dwoma żandarmami powrócił na miejsce, lecz nie znalazł żadnych dowodów świadczących przeciwko konkretnemu uczniowi.

Rozdział 17

Kiedy nadeszła wiosna, Marcin postanowił sam przygotowywać się do egzaminów. Chodził do starego miejskiego parku, gdzie bywała też Anna Stogowska zwaną Birutą. Dziewczyna była jedną z najlepszych uczennic siódmej klasy gimnazjum żeńskiego. Jej ojciec był lekarzem wojskowym o złej opinii. Kiedy studiował w Petersburgu, miał romans z córką właściciela domu, w którym mieszkał, więc zmuszono go do ożenku. Mieli wspólnie kilkoro dzieci, a najstarszą była Anna. Doktor Stogowski nie był szczęśliwy, więc oddawał się grze w karty i piciu. Jego żona tymczasem bardzo go kochała i dla niego nauczyła się idealnie mówić po polsku. Z czasem, gdy czytała o dziejach ucisku Polski, poczuła ogromne współczucie i znienawidziła swój naród tak bardzo, że nawet zerwała stosunki ze swoją rodziną. Również dzieci uczyła nienawiści do Rosjan, chociaż jako dzieci prawosławnej matki musiały chodzić do cerkwi i zaliczano je do Rosjan.

Najsilniej uczucia matki poczuła Anna, która, gdy została przez nią osierocona, miała czternaście lat. Przezwisko Biruta (było to imię legendarnej kapłanki litewskiej, porwanej przez księcia trockiego Kiejstuta, matki Witolda) nadały jej koleżanki, gdyż nie flirtowała z chłopcami, lecz wpatrzyła na nich wyniośle. Przysięgła na zawsze zostać dziewicą i poświęcić swoje życie czemuś innemu. Była nieufna, zamknięta w sobie, milcząca i nieprzystępna.

Marcin zobaczył Birutę już w zimie, kiedy szła do cerkwi. Jednak z racji tego, że dziewczyna nie chodziła na żadne spotkania i nie spotykała się z koleżankami, trudno mu było się do niej zbliżyć. Raz, gdy miał się wpisać do pamiętnika jakiejś gimnazjalistki, natrafił na jej wpis, w którym zamieściła fragment wiersza Mieczysława Romanowskiego poległego w powstaniu styczniowym. Wydarł potajemnie tę kartkę i odtąd się z nią nie rozstawał, trzymając ją miedzy kartami „Antygony”. Pewnego razu, gdy wczesnym rankiem zaszedł do parku, by w samotności się pouczyć, natrafił tam na Birutę. Powtórzyło się to następnego dnia, i choć początkowo starał się na nią nie patrzeć, by jej nie spłoszyć, w pewnym momencie się zapomniał. Gdy Biruta podniosła na niego wzrok, zobaczyła, jak intensywnie Marcin się w nią wpatruje. W kolejne dni się nie pojawiła. Marcin nie potrafił znaleźć sobie miejsca i gdy stracił już nadzieję, dziewczyna znów pojawiła się w parku.  

Syzyfowe prace - Marcin i Biruta

Rozdział 18

Po maturze Marcin Borowicz Spędził wakacje w Gawronkach, pomagając podupadłemu na zdrowiu ojcu. Planował też podjęcie studiów w Warszawie, jednak na początku września pojawił się w Klerykowie, by odnaleźć Birutę. Gdy tylko wysiadł z bryczki, wpadł na Starą Przepiórzycę, która ze wzruszenia rozpłakała się i zaprosiła go na kawę. Okazało się, że decyzją Kriestoobriadnikowa jako katoliczka musi zamknąć stancję. Od kolejnego roku studentami opiekować się będą tylko Rosjanie w specjalnie tworzonych internatach. Marcina niezwykle to rozzłościło, przez co doszło do sprzeczki pomiędzy nim a starym radcą Somonowiczem. Wzburzony Borowicz wyszedł i udał się w stronę domu Biruty, jednak już z daleka zaskoczył go fakt, że budynek wyglądał na opustoszały. Dozorczyni powiedziała mu, że doktor Stogowski wraz z dziećmi wyjechał w głąb Rosji: A ino, pojechała i ona. Zapłakała se, chudziątko, jak przyszło włazić na furę. Jeszcze mi złotówkę wetknęła, żem, widać, sterczała jako się patrzy przy bramie. Półświadomy Marcin poszedł do parku, czując niewypowiedzianą pustkę. Zastał go tam Andrzej Radek.

Syzyfowe prace - zakończenie

Kliknij poniżej, by sprawdzić swoją wiedzę o „Syzyfowych pracach”: